Swego czasu w Science opublikowany został dość kontrowersyjny artykuł, debatujący o powszechności kanibalizmu wśród przodków człowieka.
Co więcej, autorzy publikacji sugerowali, iż wielu współczesnych ludzi jest nosicielami genu, gwarantującego niezapadalność na choroby prionowe. W ten sposób ewolucyjnie mielibyśmy być zabezpieczeni przed schorzeniami, którymi można zarazić się podczas spożywania tkanek budujących mózg. Środowisko naukowe sceptycznie przyjęło przytoczone założenia, jednak kolejne odkrycia dostarczały dość jednoznacznych dowodów, że kanibalizm nie był jedynie incydentalny na przestrzeni wieków.
Najstarszym odkrytym przypadkiem kanibalizmu jest ten, pochodzący sprzed 800 tysięcy lat. W hiszpańskiej jaskini Gran Dolina odnaleziono kości 11 zamordowanych i poćwiartowanych osobników Homo antecessor. Kolejne wykopaliska zdały się dowodzić, że zjawisko to towarzyszyło rozwojowi człowiekowatych. Naukowcy dowiedli, że neandertalczycy, chociaż po części, także byli kanibalami. Tym razem we francuskiej jaskini Moula-Guercy odkryto liczące 100 tysięcy lat szczątki
6 osobników, których kości długie niosły znamiona wycinania z nich szpiku, a z czaszek zostały wydłubane mózgi. Powracając na tereny Hiszpanii, w jaskini El Sidron, odkryto pozostałości po 12 rozczłonkowanych neandertalczykach. Znalezisko wiekowano na 50 tysięcy lat wstecz, a zachowania kanibalistyczne przypisano terytorializmowi grup i pozbywaniu się wrogów, choć nie wykluczono innych powodów zjawiska.
Nigdy nie dowiedziono, że pierwsi Homo sapiens przejawiali podobne zachowania, jednakże na kartach historii człowieka współczesnego zapisało się co najmniej kilkanaście przypadków kanibalizmu. Od starożytności kanibalizm przypisywano pozaeuropejskim cywilizacjom, ludom barbarzyńskim, a przede wszystkim tym najmniej znanym. Wierzono, iż ludożercy żyją na lądach, które nie zostały odkryte. Okazuje się jednak, iż prowodyrami zapędów kanibalistycznych byli Europejczycy! Paradoksalnie, lud w dawnych czasach cieszący się opinią najbardziej ucywilizowanego...
Wzmianki na temat zjadania ludzkiego mięsa pojawiają się w opisach wyprawy krzyżowej z 1098 roku. Celem przedsięwzięcia było podbicie syryjskiego miasta Ma'arrat. Nie wiadomo jednak, co było przyczyną wspomnianego kanibalizmu. Czy zjawisko to miało służyć przestrodze, zastraszeniu muzułmanów, ukazaniu siły armii, czy było może ludożerstwem z konieczności? Kronikarze niejednoznacznie nakreślili incydent. Być może ze względu na potrzebę zachowania prawego wizerunku krzyżowców. Jednakże odkryto opisy sugerujące krwawe uczty wygłodniałych rycerzy, na które mieli zezwalać ich dowódcy.
Termin "Kanibal" początkowo wcale nie określał ludożercy. "Kanibales" było nawymienną nazwą z "Karibales", a więc określającą populacje zamieszkujące Karaiby. To Krzysztof Kolumb nadał negatywne znaczenie słowu, po zasugerowaniu się opowieściami Hiszpan na temat plemion, jakie mieli spotkać żeglarze. Zdaniem współtowarzyszy Kolumba, Kanibale żywili się bowiem ludzkim mięsem. Określenie to, dzięki osławieniu wyprawy zostało rozpowszechnione. Sytuacja nie byłaby aż tak absurdalna, gdyby nie towarzyszyło jej drugie dno. Mianowicie mniej więcej w tym samym czasie na stołach, przy których zasiadali do uczt ówcześni europejscy królowie, księża i uczeni, serwowano tzw. człowieczyznę, ponoć wyjątkowo zasobną w składniki odżywcze. Nikt z ucztujących nie zastanawiał się nad słusznością spożywania takich posiłków. Jak podkreślił badacz Richard Sugg z Uniwersytetu w Durham, zastanawiano się jedynie "które części spożywać?".

Co więcej, dowiedziono, że w XVII-wiecznej Europie jednym z najbardziej cenionych medykamentów był tzw. proszek mumiowy. Używano go jako jednego ze składników preparatów, służących do hamowania wewnętrznych krwotoków. Mumie były tak pożądanym towarem, że w osmańskim Egipcie kwitł czarny rynek. Fałszowano je, mordując na bieżąco przypadkowych ludzi i preparując zwłoki. Jakby tego było mało, Thomas Willis, pionier badań nad ludzkim mózgiem, przekonany o swoim fenomenie, sproszkowywał czaszki, a po połączeniu z.... czekoladą, podawał je jako środek profilaktyczny przeciw udarom mózgu. Sam Karol II Stuart, król Anglii i Szkocji podobno pił "królewskie kropelki". Była to zawiesina proszku z czaszki w alkoholu, którą kazał sobie przygotowywać. Mniej zamożne osoby, w tamtym okresie także korzystały z "zasobów pośmiertnych". Na przykład powszechnie zbierano mech z grobów, zwłaszcza ten obrastający czaszki. Miał on służyć skutecznemu przeciwdziałaniu krwawień z nosa, a nawet epilepsji. Jednak najbardziej pożądanym środkiem, który miał "zwiększać siły życiowe" była krew. A najlepiej taka, z żywego człowieka, co podkreślał siedemnastowieczny medyk szwajcarski Paracelsus. Zwolenniczką tezy była m.in. Elżbieta Batory. Ale nie tylko władcy chcieli być piękni i młodzi, poddani również ustawiali się w kolejkach po krew. Za drobną opłatą oddaną katowi można było łapać w naczynia krew skazańców. Nie wszyscy jednak byli w stanie spożywać surowy płyn. Na przeciw im potrzebom w 1679 r., wyszedł aptekarz franciszkański, który opracował przepis na przyrządzenie marmolady z ludzkiej krwi.
Należy jednak podkreślić, że odsłon kanibalizmu było wiele. Istnieje też ta, którą można by w jakiś sposób spróbować usprawiedliwić. Zdarzenia, o których mowa miały miejsce w 1816 r., 1820 r. i 25 lat później. Te przypadki kanibalizmu spowodowane były długotrwałym głodem i krańcowym wyczerpaniem. Zwłoki towarzyszy jedli bowiem rozbitkowie z okrętu "Meduse" pod banderą francuską, jak również Brytyjczycy, którzy pod dowództwem admirała Johna Franklina uczestniczyli w wyprawie polarnej. Dwa statki utknęły wówczas między lodowcami w Archipelagu Arktycznym (1845 r). Natomiast historia z 1820 r. różniła się nieco od pozostałych, gdyż ocalałych po katastrofie statku wielorybniczego "Essex" zgubił ich strach przed kanibalami. Plemiona ludożercze wg wiedzy dowódcy miały zamieszkiwać na Markizach. Kapitan zakazał 3 szalupowej załodze płynąć do wysp z wiatrem 1,4 tys mil. A nakazał kierunek odwrotny, w stronę wybrzeży Chile, przy czym do pokonania było 3 tys mil pod wiatr. W konsekwencji wyczerpana załoga dryfowała 4 miesiące po Pacyfiku, by ostatecznie się pozjadać.
XVIII wiek przyniósł Europie wyciszenie kanibalizmu. Choć w 1847 roku w Anglii odnotowano jeszcze próbę leczenia epilepsji syropem ze sproszkowanej czaszki. Co przerażające, na początku XX wieku mumie figurowały nadal w niemieckich katalogach lekarstw. I w Niemczech właśnie, w 1908 r. spotkano się z ostatnią próbą picia krwi pod szafotem.
Co znamienne dla naszych czasów, niestety w 1972 r. miała miejsce katastrofa lotnicza w Andach. Urugwajscy rozbitkowie stanęli przed prawdziwą próbą człowieczeństwa. Przeżyli tylko dlatego, że w końcu zdecydowali się rozczłonkowanie ciał współpasażerów i ich spożycie.

Według mediów obecnie kanibalizm na świecie nie istnieje. Prawdą jest natomiast, iż odnotowywane są jego pojedyncze przypadki na wyspach Pacyfiku. Najwięcej doniesień o przejawach tych makabrycznych czynów pochodzi z Europy. Najgłośniejszym skandalistą był pochodzący z Kanady performer Rick Gibson, który w 1988 r. dopuścił się publicznego zjedzenia migdałków, pobranych ze zwłok osoby, która wyraziła pisemną zgodę na takie użycie organów. Rok później Gibson spożył męskie jądra. Ze względu na luki prawne niemożliwa była jakakolwiek reakcja policji czy władz. Skonfiskowano jedynie pozostałość "posiłku". Niestety w większej części USA czy Europy przepisy prawne nie konkretyzują kanibalizmu jako przestępstwa, choć na szczęście ludożercy są karani. Odpowiadają najczęściej za morderstwa, nekrofilię czy bezczeszczenie zwłok. Tak skazani zostali Albert Fisher z USA, który w latach 20. zabił i zjadł kilkoro dzieci, radziecki kanibal Andriej Czkatiło i najbardziej znany farmer z Wisconsin, Ed Gein, który zjadł 3 osoby, przy czym 1 z nich był jego własny brat.

Opracowanie: Iza Kołodziejczyk
Photos Selected by freepik
Komentarze
Prześlij komentarz
Zapraszamy do komentowania, każdą uwagą warto się podzielić